Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/332

Ta strona została przepisana.

Gdy tak przebieżał spory kawał, usłyszał z boku za krzakami dwa głosy, prawdopodobnie wieśniaków, przypatrujących się walce na górze:
— Patrz, zda się, niemiec pędzi?
— Nie, to taboryta, boć ma cep na ramieniu.
— Niechybnie poseł Żyżki do Prażan.
Rozmowę tę zapamiętał sobie dobrze brat Maciej. Poznał teraz, że tym mniemanym prześladowcą jego z tyłu był cep, który skutkiem szybkiego biegu kołysząc się ciągle, uderzał go w plecy. Obejrzawszy się, nie dostrzegł za sobą żadnego niebezpieczeństwa. Taboryci zbyt byli zajęci bitwą, aby chcieli ścigać zbiega.
Słowa wieśniaków doskonałą mu myśl podały. Uda posła Żyżki i w ten sposób bez przeszkody dostanie się do Pragi; tam zaś pobiegnie do domu Janka, naciągnie znowu swój własny ubiór, który ukryje pod szerokim i długim klokiem, i natychmiast skieruje się do domu królewskiego pod czarnym orłem, aby znaném już przejściem wrócić do dziewiętnastego stulecia.
Teraz nie biegł, ale szedł tylko szybkim krokiem w kierunku bramy Górnej. Po lewéj stronie ciągnęły się także obszerne winnice, za któremi błyszczały zbroje nieprzyjaciół na polu Szpitalném.
Nad bramą na obu wieżach i na murach obok niéj było pełno ludu, przypatrującego się bitwie na górze Witkowéj, a gdy brat Maciej się zbliżył, spostrzegł, że w tłumach panuje wielki popłoch. Widział, jak kobiety i starcy załamywali ręce lub podnosili je błagalnie ku niebu; słyszał płacz, narzekanie i modlitwę rozpa-