Ponieważ na placu znowu gromadziły się tłumy, ostrożnie zwrócił na ulicę Tyńską, a potem wązkim ciemnym zaułkiem skierował się daléj ku ulicy Koziéj. Pośpieszał z niecierpliwością, ciesząc się w duszy, że wkrótce dopadnie przejścia podziemnego i ujrzy się niebawem w błogosławioném stuleciu dziewiętnastém. Postanowił sobie także w skarbnicy króla Wacława należycie wyładować wszystkie swoje kieszenie klejnotami.
Minął jakiś browar, może ów znany nam już z opowiadania Domszyka browar „w Piekle,“ a wyszedłszy z zaułka, skierował się ku ulicy Garncarskiéj, obecnie Koziéj, aby przez wiadomą już fórtkę dostać się do tylnéj części królewskiego domu pod czarnym orłem. W pośpiechu zapomniał zupełnie o żywności, w którą miał się zaopatrzyć na przypadek, gdyby mu przyszło dłużéj pozostać pod ziemią.
Tymczasem od samego wyjścia z domu Domszyka wciąż słyszał, idąc ulicami, odgłos dzwonów, które coraz częściéj i silniéj się odzywały, jakby wszystkie one w Pradze stopniowo brały udział w tym ogromnym chorale. Teraz usłyszał nawet okrzyki i szczęk broni, dochodzący z ulicy Długiéj, i zobaczył, że ludzie z placu biegną w tę stronę. Chciał szybko w paść na ulicę Kozią, ale już było zapóźno. W ulicy ukazało się kilku jeźdzców, trzymających w rękach długie włócznie, na których powiewały chorągiewki z krzyżem czerwonym.
Krzyżowcy więc zwyciężyli!
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/337
Ta strona została przepisana.