Pan Brouczek widząc, że zemknąć już nie zdoła, w śmiertelnym strachu padł na kolana i zawołał po niemiecku:
— Litości! Jestem niemiec i katolik!
— Zabić niemca papieżnika! — krzyknęli jeźdzcy czescy niemal jednogłośnie i jeden z nich skierował dzidę w pierś naszego bohatera, który, w zdumieniu i przerażeniu odskoczywszy na bok, krzyknął powtórnie, ale już po czesku:
— O, na Boga! Przecież nie jestem niemcem i katolikiem; jestem czech i husyta.
Zdziwieni wojownicy zatrzymali konie, a walny zastęp uzbrojonych i nieuzbrojonych mężczyzn, kobiet i dzieci, który tymczasem wypłynął z ulicy Długiéj jak rzeka burzliwa, otoczył ze wszech stron biednego pana Brouczka.
— A pocóż wołałeś po niemiecku, żeś niemiec i katolik? — zapytał jeden z jadących, który, jak się zdawało, był wodzem pozostałych.
— Myślałem... myślałem, żeście krzyżowcy niemieccy; te chorągiewki mnie zwiodły, — mówił z przestrachem.
— Niemców jużeśmy stłukli na polu Szpitalném, gdzie Bóg nam zesłał świetne zwycięztwo. Ale ty jesteś niemiec; przecież nawet po czesku dobrze nie umiesz.
— Nie, nie! Przysięgam wam, że nie jestem niemcem; byłem tylko długi czas na obczyźnie. Poświadczyć wam to może Domszyk Janek z pod dzwonu.
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/338
Ta strona została przepisana.