— Janek z pod dzwonu dziś właśnie położył swą, głowę za wiarę i ojczyznę, raniony śmiertelnie w walce pod górą Witkową. Skoroś istotnie czech i husyta, jakżeś mógł wymówić imię poległego bohatera temi samemi usty obrzydliwemi, któremi, z obawy śmierci przed chwilą zaparłeś się swéj wiary i pochodzenia?
— Zakłóć łotra! Zabić tchórza! — krzyczały tłumy, i poczęły rzucać się na Brouczka.
Ten chciał zmykać, ale ktoś chwycił go za klok, który skutkiem silnego szarpnięcia zleciał z ramion i nasz bohater w jednéj chwili ukazał się przed zdziwionym tłumem w swym nowoczesnym ubiorze.
Na razie zdumieli się przytomni: tu i ówdzie dały się słyszéć głośne wybuchy śmiechu.
— Ha, ha, ha! Patrzcie, patrzcie, co wylazło z niewinnego kloku! — zawołał dowódzca. — I teraz jeszcze chcesz łgać, żeś nasz? Bardziéj, zda mi się, jesteś jednym z tych zbójów niemieckich, a możeś i szpieg Zygmunta.
— Przysięgam, żem nie szpieg! Jestem czech i prażanin.
— Dobrze. Skoroś mieszkaniec Pragi, podpadasz więc pod nasze sądy. Zwiążcie go, zaprowadźcie na ratusz! kat i tortury powiedzą nam prawdę.
Pan Brouczek, słysząc o kacie i torturach, zsiniał ze strachu, jak trup. Padł znowu na kolana i w śmiertelnéj trwodze wołał:
— Litości! Nie jestem prażanin, jakkolwiek się w Pradze rodziłem; byłem u taborytów, jestem cepnik hetmana Chwala; sam Żyżka to poświadczy.
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/339
Ta strona została przepisana.