Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/340

Ta strona została przepisana.

— Ha, ha! Piękny mi taboryta, taki tchórz! Jeszcze podkpiwa z nas. Giń, podły niemcze i hultaju obrzydliwy!
Takie i podobne okrzyki gniewu rozlegały się wokoło, a pan Brouczek byłby nie jednego szturchańca oberwał, gdyby nie głos dowódzcy, co powściągnął tłumy:
— Dajcie pokój! Hultaj ten wprawdzie w jednéj chwili przemienił się z niemca i katolika w czecha i husytę, potém w mieszkańca Pragi, w taborytę, a kto wie, w co się jeszcze przemieni niebawem, i już tém samém za takie łgarstwa na śmierć zasługuje; jednakże oddamy go taborytom, gdyż powiada, że jest cepnikiem Chwala; niech oni robią z nim, co sobie zechcą.
— Właśnie Żyżka wjeżdża do Pragi przez bramę Górną — zawołał ktoś z ludzi, przychodzących w téj chwili z placu Staromiejskiego.
Pan Brouczek był tedy związany i pociągnięty na plac, gdzie zgromadzały się tłumy, śpiewając pieśni zwycięzkie i nawzajem opowiadając sobie szczegóły bitwy. Starcy klęczeli na ziemi i, podniósłszy ręce w górę, dziękowali Bogu za zwycięztwo; dziewczęta znosiły kwiaty i liście, które rzucały przejeżdżającym zwycięzcom pod nogi; na wszystkich twarzach malowała się wielka radość, a w niejedném oku błyszczała łza rozrzewnienia. Samo słońce, jakkolwiek chyliło się ku zachodowi, błyszczało jakąś świąteczną radością, odbijając swoje promienie od szczytów domów i wież kościelnych. Całe miasto było w zachwycie.