Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/345

Ta strona została przepisana.

Bóg litościwy powalił słabą ręką naszą swe i nasze nieprzyjacioły, przeciwniki prawdy świętéj i języka czeskiego. Bóg Wszechmogący, nasza obrona, upokorzył ich za dumę; przeto niech Mu będzie chwała na wieki wieków. Amen!
— Amen! — zagrzmiało wokoło z tysiąca ust jednocześnie.
Tu wzrok Żyżki padł na związanego Brouczka.
— Jakiego to tu więźnia macie? — zapytał.
— Pojmaliśmy go w mieście, — odparł dowódzca jazdy — gdy krzyczał, że jest niemcem i papieżnikiem. Tłumaczył się, że tak wołał ze strachu, biorąc nas za krzyżowców niemieckich. Potém zapewniał, że jest czechem i husytą, z początku twierdząc, że należy do mieszkańców Pragi, a późniéj, gdyśmy go chcieli wieść do ratusza, że zalicza się do rzędu taborytów. Dlatego stawiamy go przed tobą, abyś sam nad nim sąd uczynił.
Jedno oko wodza taboryckiego chwilkę spoczęło badawczo na więźniu, poczém zagrzmiał potężny głos jego:
— A, nie poznałem go w tém ubraniu potworném! Popatrz-no, bracie Chwalu, czyż to nie ów zdrajca podły, któregośmy wczoraj po bitwie na polu Szpitalném przyjęli do siebie, a który dziś w najcięższéj chwili uciekł bezecnie z góry Witkowéj?
— Istotnie to on! — zawołał Chwal z Machowic, jadący tuż za Żyżką. — I jam go nie poznał z początku w tym stroju komedyanckim. Szubrawiec ten tak mię i księdza Korandę swojém łgarstwem bezwstydném oszukał, żeśmy go między braci naszych przyjęli. Plótł