Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/346

Ta strona została przepisana.

duby smalone, że na polu Szpitalném z prażanami razem bił się statecznie i że po wielu latach wraca z obczyzny, aby rodakom pomagać w ciężkiéj potrzebie. Dziś na górze Witkowéj najlepiéj okazał swe męztwo; niech ktokolwiek spojrzy na niego teraz, a wnet pozna, jaki to bohater. Ha, ha!
Wzrok całego tłumu spoczywał w téj chwili z wyrazem pogardy i gniewu na więźniu, który istotnie wcale na bohatera nie wyglądał. Był blady, jak kreda, i trząsł się całém ciałem, jak liść osiny. W tém przedarł się przez tłumy brodaty wieśniak w słomianym kapeluszu, z ciężką maczugą w ręce.
— Do taborytów przystał ten łotr po wczorajszéj walce? — krzyczał wieśniak, w którym czytelnik poznaje Wacka Brodatego. — Słuchajcie: na chwilę przed bitwą przyszedł on, jako gość Janka z pod dzwonu, do knajpy, i siedział razem z nami; a gdyśmy się spierali o ubiory księży, bronił ornatów i taborytów baranami nazywał, za co o małom tego bydlęcia kijem dobrze nie obłożył.
— A nam znów mówił po bitwie, że jest przeciw ornatom i że dlatego odstąpuje od prażan! — zawołał hetman Chwal.
— Nie wierzę, aby Praga mogła wydać takiego łotra — ozwał się Wojtek z pod pawia, nowy świadek przeciw Brouczkowi. Łgał w żywe oczy, oszukawszy zacnego Janka z pod dzwonu, że jest rodem z Pragi, i że z obczyzny wraca do domu. Oczywiście, musi to być jakiś cudzoziemiec, zbieg, co się wkręcił do Pragi i do taboru Żyżki, aby szpiegować nas z polecenia Zygmunta.