Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/348

Ta strona została przepisana.

i mogło się zdarzyć, w każdym razie można być pewnym, że my podobnych potomków miéć nie będziemy.
Machnął ręką i spiął konia ostrogą, ruszając daléj.
— Spalcie go! — rozkazał rozgniewany Chwal, i ruszył z całym orszakiem za odjeżdżającym Żyżką.
— Spalimy go! — krzyknęły tłumy i rzuciły się gwałtownie na nieszczęśliwą ofiarę.
— Zmiłujcie się, ludzie, litości! — błagał drżącym głosem Brouczek.
— Dla tchórzów i zdrajców nie mamy litości! — zawołał stanowczo Wacek Brodaty. — Napróżno błagasz o życie swoje, którego Bogiem jedynym był twój brzuch, a świątynią — beczka pełna,
— Więc za to teraz niech beczka będzie trumną jego! — krzyknął ktoś w tłumie.
— Dobrze mówisz! Spalimy go w beczce! — przyklasnęły jednozgodnie tłumy i...
Pióro mi wypada z ręki; wzdryga się nakreślić ów straszny obraz. Jednakże obowiązek autorski nakazuje mi towarzyszyć memu bohaterowi aż do samego końca strasznych jego przejść w średnich wiekach i tym ciemnym rysem dopełnić obrazu dawnych czasów, gdzie obok stron jasnych, mieściły się i bardzo posępne cienie.
Wrażliwéj czytelniczce radzę, aby opuściła cały ten koniec rozdziału, tém bardziéj, że i tak już utrapienia czcigodnego Brouczka musiały niemało łez jéj wycisnąć z oczu. Tylko niech czytelnik mocniejszych nerwów towarzyszy mi podczas spełniania smutnego obowiązku, ale w każdym razie niech pamięta, że dawne wieki nie były tak okrzesane i tak drażliwe, jak nasz