czył także, że siedzi w beczce pustéj, ale wcale nie u pręgierza i nie obok pałającego stosu na placu staromiejskim, wśród groźnych zastępów husytów, lecz na cichem podwórku skromnéj wikarki.
Odetchnął głęboko, jakby mu wielki kamień stoczył się z piersi, i przy pomocy Würfla wylazł z wielkim trudem z beczki. Kości go bolały, w głowie się mąciło, a odzienie zwalane było brudem w najokropniejszy sposób.
— Pięknie, pięknie, niéma co mówić! — -konkludował Würfel. — A zdaje się, żeś się tęgiego pan nabawił kataru. Nic dziwnego — całą noc w mokréj beczce.
— E, to w téj komorze sypialnéj i podczas noclegu na Żyżkowie mogłem dostać kataru, — odparł z niechęcią pan gospodarz.
— W komorze i na Żyżkowie? — powtarzał ze zdziwieniem właściciel wikarki, i spoglądał na pana Brouczka, jak na waryata.
Jednakże nasz bohater nie wdawał się na teraz w żadne objaśnienia, tylko począł szukać swéj czapki, którą wkrótce znalazł, leżącą za beczką, również jak i odzienie pomiętą i zaszarganą.
Würfel odprowadził pana gospodarza do pokoju gościnnego i przywołał panią Würflową, aby na wyścigi z nią ubolewać nad tak niezwykłą przygodą. W końcu wygłosił o całéj téj sprawie zdanie, któreśmy już zacytowali w rozdziale drugim. Pan Brouczek najprawdopodobniéj zbłądził w nocy i nie wyszedł przez sień na ulice, lecz zawrócił w stronę przeciwną i po wschodkach dostał się na podwórko, a tam niewytłumaczonym
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/352
Ta strona została przepisana.