na księżycu, że język jego aż do gwiaździstych sfer sięga? Z jaką dumą powiększymy nasz hymn narodowy zwrotką:
Gdzie Kraterów ziemia żyzna,
Gdzie nie sięga ludzkie oko,
I tam czesi są wysoko,
Na księżycu — ich ojczyzna.
Teraz dopiero będziemy mogli bezpiecznie odpocząć sobie po strasznych zapasach o zachowanie swéj narodowości. Możemy założyć ręce na piersi i spokojnie się przyglądać, jak ukryci i jawni germanizatorzy na wyścigi usiłują nas wytępić; ba, nawet sami skutkiem rozsądnego umiarkowania możemy niemczyźnie naoścież otwierać wszystkie drzwi naszego życia narodowego, bo przecież, gdyby pewnego pięknego poranku ostatni czech zniknął z powierzchni ziemi, naród czeski przez to nie zaginie: będzie żył daléj na księżycu, dokąd nie przenikną nigdy, da Bóg, ani agenci Schulvereinu, ani krzewiciele języka urzędowego, ani nawet sam Moltke ze swemi działami.
Zresztą zkądinąd stosunki z księżycem przyniosłyby nam wielkie korzyści. Wystawcie sobie tylko, gdyby np. teraz, po wizycie gości z za oceanu, zawitał do nas jeszcze balon z księżyca! Jakiby to wówczas ogarnął zachwyt nasz naród i jakaby wściekłość opanowała naszych przeciwników! A gdyby władza zabroniła téj księżycowéj demonstracyi, samibyśmy urządzili wycieczkę na księżyc, gdzie moglibyśmy urządzać pochody,