Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/44

Ta strona została przepisana.

trza, bez śladu wegetacyi, pokrytą jedynie niezliczoną ilością kraterów wygasłych wulkanów!
Okolica, przez którą przechodził nasz bohater z selenitą, była oświetlona jakiémś niezwyczajném, niepospolicie piękném światłem, przechodzącém siłą wszelkie oświetlenie, na jakie zdobyli się dotychczas w swych obrazach mistrze nieśmiertelni. To samo światło już wystarczało, aby najzwyklejszéj nawet okolicy nadać czarodziejski powab. Tu zaś obok tego ukazywały się co chwila tak piękne twory natury, tak cudne barwy, że najrozkoszniejszy nawet klimat podzwrotnikowy nicby podobnego wytworzyć nie mógł. Ogromne srebrne drzewa z koroną szmaragdowych liści u góry, kwiaty podobne do olbrzymich motylów, a motyle niby kwiaty, wielkie fioletowe lub pomarańczowe cienie lasów, gdzie spostrzegać się dawały grzyby rubinowe wielkości chalup; opalowe wód tonie z różami ametystowemi po brzegach, para bursztynowa, przechodząca w oddaleniu w mgłę ultramarynowa z odcieniem topazu...
Nie! Odkładam mizerny pędzel. Spostrzegam, żem nakreślił tylko zwykły krajobraz ziemski. Czytajcie jeno naszych poetów, a zobaczycie, że upatrują oni rajskie powietrze, opalową wodę i niebo topazowe w najzwyklejszéj czeskiéj okolicy.
— A, a, to pięknie! — zawołał zachwycony pan Brouczek.
— O boska naturo! — przerwał w natchnieniu selenita. — Korzę się w proch przed tobą, ty, źródło wiecznego piękna! O matko wszelkiego życia, w łzach nieskoń-