Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/45

Ta strona została przepisana.

czonéj wdzięczności całuję rąbek królewskiéj szaty twojéj!
Upadłszy na kolana, całował trawę z konwulsyjném łkaniem, w takim zachwycie, że go pan Brouczek wziął na chwilę za waryata i odetchnął swobodniéj, gdy ów zachwyt szczęśliwie minął.
Szli społem daléj przez rozkoszną okolicę. O chodzeniu w znaczeniu naszém właściwie nie można mówić. Selenita ujął za lutnię i, dobywając ze strun srebrnych rozkoszną melodye, podskakiwał w lekkim tańcu, podobny do króla Dawida, gdy tańczył przed arką przymierza. I koń skrzydlaty, którego wiódł za srebrną uzdę, wierzgał z nim razem do taktu, co wychodziło wcale harmonijnie. Pan Brouczek skakał z nimi mimo chęci, jednakże bez żadnego taktu; taniec jego nie zawierał w sobie ani trochy téj gracyi, z jaką się poruszał jego przewodnik.
— Piękno przenika wszystkie, najpowszedniejsze nawet czynności naszego życia — objaśniał selenita. — Wszystkie nasze ruchy wymierzone są wedle praw estetyki. Dlatego chód nasz nawet zamienia się w taniec rytmiczny, któremu i muzyka towarzyszy.
Wkrótce dostali się obaj na szeroką aleję, przy któréj po obu stronach stał rząd posągów, ciągnący się bez przerwy aż w dal nieskończoną.
Selenita objaśniał Brouczka, że na księżycu wzdłuż drogi nie sadzą drzew, lecz natomiast wznoszą pomniki znakomitych poetów, filozofów, malarzy, kompozytorów i innych znakomitości, aby przechodnie na każdym kroku otrzymywali pokarm duchowy, bądź przez widok