— O dom się ciebie nie pytam; chcę wiedziéć, coś robił na ziemi.
— Dziwne pytanie! Com robił? Jakby właściciel domu nie miał pracy i kłopotów od rana do wieczora! Tu przylecą do ciebie ze skargą, że piec się dymi; tu znowu, że wodociąg się popsuł; tam musisz pilnować malarza przeklętego, lub pędzić do magistratu.
— Nie mów mi o takich wstrętnych rzeczach; powiedz raczéj, jak służyłeś ideałom powszechnym, w jakim zakresie państwo piękna rozszerzałeś.
— Piękna? — rzekł pan Brouczek, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu. — Pytanie jeszcze dziwniejsze! Piękno zbyt mnie nie obchodzi; czasem tylko kazałem pomalować front domu, gdy magistrat przysłał rozkaz.
— Pomalować! I to nazywasz służeniem pięknu! O, widzę, że nie macie, wy biedni ziemianie, najmniejszego pojęcia o pięknie. Ach, jakże was żałuję, jakże nieszczęśliwi jesteście!
Tu selenita, rozwinąwszy znów ów ogromny kawał płótna, począł głośno płakać.
To pana Brouczka rozgniewało.
— Ależ to nie człowiek, to błazen jakiś! Beczy dlatego, że ja każę swój dom bielić. Teraz rozumiem, po co bierze z sobą zamiast chustki całe prześcieradło!
Selenita, wypłakawszy się, zadał nowe pytanie:
— A może wy, ziemianie, nie wiecie nawet, co to jest miłość?
— Ho, ho! Tegobyśmy nie wiedzieli? Nie myślicie przecież, że jesteśmy święci? Ja sam za młodu niejedno głupstewko zrobiłem.
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/48
Ta strona została przepisana.