ta, teraz w ukryciu, zdala od ruchu księżycowego, żyje tylko szczęściem swéj córy anielskiéj.
— Aha, więc jest emerytem, może byłym profesorem?
— Profesor! Nieporównany mędrzec, mówię ci, najprzedniejszy z naszych filozofów.
— Niech i tak będzie. Ale powiedz mi waćpan, jeśli ona cię kocha i jeśli ojciec nie jest przeciwny temu, dlaczego, u dyabła, nie żenisz się z nią?
— O święta prostoto ziemska! Więc przez prozaiczne małżeństwo mam się pozbawić téj słodkiéj tęsknoty, téj nieskończonéj poezyi czystéj, idealnéj miłości? Czyż nie wiesz, że przez małżeństwo utracamy najpiękniejsze sny swego życia?
— Nie gram tu roli swata, ale słuchaj pan: jeśli u was wszystkich jest taka miłość we zwyczaju, zkądże się więc tu biorą?...
Błękitny odwrócił się szybko od pana Brouczka ze wstrętem i zatkał sobie uszy rękoma. Poczém wziął harfę i począł przy wtórze jéj dźwięków nucić pieśń natchnioną. Pan Brouczek tymczasem, podskakując (wyraźnie: podskakując) obok niego, czynił daléj swe prozaiczne uwagi.
Selenita śpiewał:
— Duch mój dziwnym urokiem natchniony,
Drżą zachwytem lutni srebrnéj tony...
Przed mym wzrokiem cień jéj przemknął blady,
By meteor cudny wśród kaskady!
Pan Brouczek zaś pomrukiwał: