szącemi lub pozaginanemi u góry nakształt lasek pasterskich, — krótko mówiąc, mieszanina najniemożliwszych kształtów.
— Szanowny Lunobor wybudował sobie naumyślnie mieszkanie swoje na takiéj wysokości, aby wzniesiony ponad tłumy księżycowe mógł w nieprzerwanym spokoju zanurzać wzrok swój w gwiaździstych światach — objaśniał Błękitny.
— Więc to jak w baśni: chałupka na kurzéj łapce! A jaka architektura, aj! aj! aj! Pięknie tu budujecie, he-he-he!
Tu pan Brouczek, oparłszy ręce na kolanach, roześmiał się serdecznie.
— Barbarzyńco ziemski, śmiesz śmiać się z wytworów naszego budownictwa! — oburzył się selenita. — Ty, coś na ziemi mieszkał zapewne w jakiéj jamie wilczéj!
— Ostrożnie z temi przekąsami, panie Błękitny! Nasze domy mieszkalne są sto razy piękniejsze od waszych. Wprawdzie niepodobne do bud waryackich, natomiast mają cztery równe ściany i uczciwy dach, jak przystoi na każdy dom budowany rozumnie.
— Spodziewałem się tego. Więc tylko na kwadraty i sześciany wysiliła się wasza architektura! O, jak nieskończenie mizerne i nędzne jest budownictwo wasze wobec naszego, które martwe kamienie w harmonijne przystraja kształty, a wolnym polotem fantazyi tworzy z nich wspaniały przepych form, przypominających kwiaty lasów bajecznych!
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/54
Ta strona została przepisana.