Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/64

Ta strona została przepisana.

ale chętniéj w tym razie byłby powitał nieeteryczną kucharkę z misą gorącego rosołu. Pomimo to, pomny nauk Błękitnego, ukląkł przed nią na jedno kolano i jako tako zdołał wypowiedziéć:
— Moje uszanowanie pani!
Eterea, trzymając nad nim wyciągnięte ręce miniaturowe, śpiewała:

— Od ciebie wieje czar, jak od Meduzy,
Pod wzrokiem twoim serce mi omdlewa,
A w piersi coś mi dziwnie słodko śpiewa;
Na ustach czuję pocałunek Muzy.

A w rysy twoje duch mój się zagłębia,
Jak nurek w morze po cenne korale.
Ja wzrokiem czystym białego gołębia
Będę w twarz twoją wpatrywać się stale.

Tak wzrok dziecięcia wabi piękny opal
Pięknym swym blaskiem — i tak duszę gwebra
Wciąż wabi płomień: „Skrzydła sobie popal!”

Tak dromaderów w stepie białe żebra
Nęcą ku sobie lwa — i tak w ramiona
Pustyni leci gnana wichrem zebra!

Pan Brouczek pobożnie słuchał tych wzniosłych wierszy i przyjął biały kwiat, który mu Eterea podała z uśmiechem. Trzymał go w ręce, nie wiedząc, co ma z tym fantem zrobić.
— Zdaje się, że ci selenici mają bzika na punkcie kwiatów — mówił do siebie.