Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/65

Ta strona została przepisana.

— Bardzo piękny kwiatek — rzekł po chwili milczenia, aby jakkolwiek zawiązać rozmowę. — A jaki duży!.. To już nie jest dzwonek, ale dzwon, a pełen rosy aż po brzegi!
— Tak, najczystszéj rosy porannéj — przerwał starzec. — Prawdziwy nektar; tylko spróbuj!
Pan Brouczek popatrzył na staruszka z uśmiechem, uważając te słowa za żart z jego strony. Jednakże gospodarz mówił to zupełnie poważnie i zachęcał daléj:
— No, pij!
Nasz bohater zadość uczynił żądaniu i z uśmiechem nawpół rozpaczliwym napił się nieco z kwiecistego kielicha.
Była tam istotnie czysta rosa, ot — woda bez smaku. Rumieniec wtedy wystąpił mu na twarz, że się dał namówić do tak komicznego błazeństwa. Kwiatek zatknął z niechęcią w dziurkę od surduta, mrucząc pod nosem:
— Nie ulega wątpliwości: temu filozofowi brak kilku klepek we łbie!
Eterea pożegnała gości następującym sonetem:

— Już się rozpływam, jak kwiatka pięknego
Zapach na wiosnę; ale w blasku słońca
Wrócę, jak motyl, co skrzydełkiem trąca
Kwiatek i ciągle powraca do niego.

Wrócę i struny swéj lutni poruszę,
Będę dobywać z nich piosenki drżące.
A dźwiękiem lutni w menad pląs tchnę duszę,
W taniec indyanów, lub w Etnę dymiącą.