Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/66

Ta strona została przepisana.

Czarownym głosem, co go słowik dał mi,
Z mych ust dobędę trel, jak piękna Irys;
Potém zatańczę lekką nóżką Almy.

Tragedyi złoty przypnę sobie kirys;
Z pod mego dłuta wyjdzie z ciałem palmy
Juno — bogini, Izys i Ozyrys!

Po téj obietnicy wypłynęła z pokoju na swych skrzydłach motylich.
Lunobor zwrócił się z dumą do Brouczka:
— No, cóż powiesz o mym klejnocie? Czyż nie jest ogładzony przez wykształcenie ze wszystkich stron? Jedynie gwoli tobie zniżyła się do wyrażenia myśli w obrazach ziemskich, które zresztą zna lepiéj, niż wszyscy nasi badacze ziemi razem. Gdybyś był posłuchał, jak w swych sonetach opiewa czar księżycowéj przyrody! Za chwilę wróci tu z harfą i fletem, z paletą i dłutem, z toporkiem rzeźbiarskim i z maską dramatyczną... a wówczas dopiero będziesz zdumiony wobec jéj wszechstronnego wykształcenia i na skrzydłach wszystkich sztuk pięknych wzniesiesz się do krain piękna. Ja zaś na zakończenie téj duchowéj uczty przyniosę drugi rozdział swéj „Estetyki.“
Po tych słowach czcigodny starzec opuścił izbę, a Brouczek załamał ręce.
— Jak widzę, nie dostanę tu ani nawet łyżki polewki! Ten stary brodacz zrobił sobie ze mnie prostą zabawkę. A tu jeszcze mam słuchać drugiego rozdziału i brząkania na harfie!... O! Boże! Żebym mógł się znaléźć o tysiąc mil ztąd w téj chwili!