Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/68

Ta strona została przepisana.

— Ztąd precz? A i owszem, jestem gotów umknąć chociażby na koniec świata z nory filozoficznéj, gdzie nawet suchara zapleśniałego niéma.
Selenita podbiegł do okna.
— Tędy? — zawołał pan Brouczek. — Aha! gwizdniesz zapewne na swego konia?
— Z takich miejsc i wobec takich okoliczności — objaśniał Błękitny — spuszczamy się zwykle na rycerskich szarfach lub na podwiązce ukochanéj istoty. Dla mnie w tym razie wystarczy od biedy i niemy świadek mych boleści.
To mówiąc, przywiązał koniec prześcieradła, które mu zamiast chustki do nosa służyło, do okna i spuścił się po niém na dół.
Pan Brouczek z początku wahał się pójść śladem towarzysza. Wtém zdało mu się, że za drzwiami słyszy kroki filozofa z rękopisem i miłe akordy harfy — to dodało mu bodźca i w jednéj chwili poszedł za przykładem Błękitnego. Aliści ręce spocone nie utrzymały prześcieradła, mocno przesiąkłego łzami, i nasz bohater w mgnieniu oka ześlizgnął się na dół — na szczęście wprost za plecy poety, na grzbiet konia skrzydlatego, który natychmiast wzniósł się wysoko w powietrze.