Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/75

Ta strona została przepisana.

— Powiem ci otwarcie, że poniekąd rad jestem z téj rany nielitościwego losu. Spokojna i szczęśliwa miłość niezbyt sprzyja rozwojowi twórczości artystycznéj. W ciągu piętnastu lat téj miłości mojéj, niezamąconéj żadną przeciwnością, napisałem wprawdzie sporo udatnych wierszy, ale właściwie teraz dopiero poezya moja nabędzie prawdziwéj mocy i wdzięku, gdy krew zranionego serca rubinami opurpurzy ogniste treny.
Pan Brouczek tymczasem spojrzał na zegarek, aby zobaczyć, czy nadeszła już pora obiadowa. Zegarek stał, w czém zresztą nie było nic dziwnego wobec silnego upadku właściciela. Zwrócił się więc do Błękitnego:
— Panie Błękitny, daleko mamy do południa? Mój zegarek stanął.
— O, do południa jeszcze daleko — odparł selenita; — wszak dopiero mamy poranek. Nasz dzień księżycowy trwa niemal cały miesiąc ziemski, nasza godzina większa niż dzień na ziemi, a minuta stanowi niemal pół godziny waszéj.
— Prawda, zapomniałem, że u was i czas waryuje — pomyślał w duchu Brouczek, zaś głośno rzekł: — Więc tu mój zegarek na niewiele się przyda.
— Owszem, będzie wskazywał małe części godzin. Zresztą, mamy tu zegar publiczny, widzialny z całéj półkuli księżyca dla wszystkich; prawdziwy ideał zegarów wieżowych. Zawieszony jest na sklepieniu niebieskiém, a posiada tę znakomitą własność, że nakręcania i żadnych zgoła reparacyj nie potrzebuje i zawsze idzie z największą prawidłowością i ścisłością.