Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/82

Ta strona została przepisana.

tańskiego lub indyjskiéj architektury; w inném miejscu rokoko; tam znowu malowniczy zakątek staréj Wenecyi, owdzie kawał Carogrodu. W wielu miejscach ta księżycowa architektura nie nosiła na sobie śladu żadnego stylu i wydawała się wynikiem rozpasanéj wyobraźni, z jaką poeci wznoszą pałace w swych bajkach z zamiłowaniem tém większém, że nie potrzebują żadnych do tego studyów specyalnych w dziedzinie sztuki i w innych niewdzięcznych naukach. Każda wieża w tym chaosie strzelała do niedościgłéj wysokości, każdy łuk był niezmiernie śmiały, każda kopuła majestatyczną, każda galerya pełną tajemniczości, każda perspektywa czarującą; wszystko było przepyszném, olbrzymiém, bajeczném.
Jak sami selenici, tak i to ich miasto było jakiémś powietrzném, bardziéj podobném do złudnego mirażu, niż do rzeczywistego miasta z kamienia i cegły. Należy dodać jeszcze, że wszystko było przeplatane masą karyatyd, sfinksów, lwów skrzydlatych, gryfów, posągów, wazonów z kwiatami, fantastycznych chorągiewek powietrznych, a każdą piędź tynku pokrywały pstre freski; prócz tego cały ten Babel, zdawało się, szalenie wirował przy dźwiękach tajemniczéj jakiéjś muzyki. Można było nawet pomyśléć, że całe miasto było jednym olbrzymim instrumentem muzykalnym. Słyszałeś więc poważny dźwięk organów, jęk olbrzymich dzwonów, tu z okna dolatywał odgłos lutni, tam fletu, indziéj znów bębna; słychać było wreszcie cymbały, harfy, dudy, liry — w każdym domu snać odbywał się koncert, nietyl-