Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/86

Ta strona została przepisana.

— My ciągle łakniemy duchowego posiłku — odparł poważnie jego przewodnik. — Już o świcie, nim jeszcze otworzą drzwi księgarni, tłoczy się cały tłum niecierpliwych, aby natychmiast zrana można się było upoić jakim cyklem sonetów, a po przeczytaniu owych znów biegniemy do księgarni, aby się rozkoszować jaką powieścią treści wzniosłéj.
— Piękne to śniadanie, niéma co mówić! — zaburczał pan Brouczek.
— Wielu naprzykład przesiaduje w czytelniach cały dzień, aż do późnéj nocy — ciągnął daléj selenita. — Ponieważ często się zdarzało, że niejeden namiętny czytelnik, upojony zbytnią poezyą lub romansem, dopuszczał się nocnych awanturek, przeto w porządnych księgarniach i czytelniach kończy się wydawanie książek o północy; ale i tu jeszcze znajdzie się często jaki nienasycony czytelnik, co zamówi naraz pięć tomów poezyj i nie wstanie, dopóki nie przeczyta od deski do deski.
— Przestań pan, przestań, do lichạ! — zawołał pan Brouczek, ledwie się trzymając od śmiechu na koniu. — Że niektóre piwiarnie zamykają o północy i że pijący nieraz każą sobie na zakończenie przynieść pięć kufli odrazu, o tém nietylko słyszałem, alem i sam praktykował; lecz książki, pięć książek odrazu!... cha, cha! pęknę ze śmiechu! Mnie wszakże na płacz się zbiera wobec śmiechu twego, dowodzącego lekceważenia naszych żądz szlachetnych — rzekł selenita, łkając. — Widzę z tego, że-