Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/87

Ta strona została przepisana.

ście wy, ziemianie, nawskróś zmateryalizowani i że słuchacie tylko popędu wstrętnych chuci cielesnych.
Te słowa przypomniały panu Brouczkowi jego biedny żołądek. Istotnie, głód mu dokuczał nieznośny.
— Płacz sobie, mój czuły panie, jeżeli ci to sprawia przyjemność — przerwał zniecierpliwiony; — jabym atoli w téj chwili wolał porządne śniadanie, niż najpiękniejsze poezye na świecie. Może moglibyśmy się spuścić na dół, aby się czémkolwiek posilić?
— Nie, to niepotrzebne — odpowiedział selenita; tam oto widać pałac wspaniałomyślnego mecenasa Bożydara Czarolśniącego, którego bezgraniczna gościnność, da Bóg, zaspokoi twój głód, zaiste niepojęty dla mnie.
— A to dobre — pomyślał sobie Brouczek, — nie pojmuje mego głodu; przypuszczam, że nie sądzi, abym się miał najeść jego Eterei. Tylko — dodał głośno — żeby nas tam czasem nie potraktowano znowu jaką filozofią!
— O, Czarolśniący ma zawsze dla swych gości dostateczny posiłek cielesny — uspakajał go selenita; — nawet zdaje mi się, że trafimy tam na śniadanie, które u naszego mecenasa bywa nieco późniéj, niż gdzieindziéj. Zaczekaj, popatrzę na zegarek niebieski.
Chcąc zobaczyć sierp ziemi na niebie, Błękitny obrócił się nieco i spojrzał poza siebie.
— Patrz, patrz! — zawołał.
Brouczek obejrzał się w kierunku wskazanym i ujrzał coś nakształt olbrzymiego motyla, lecącego ku miastu.