I sam pośpiesznie upadł przed Obłocznym na kolana.
— Bodaj go! Jeszcze klękać będę przed takim kuglarzem! — mruknął do siebie nasz bohater, którego usposobienie teraz wcale nie było słodkie.
Obłoczny wzniósł nad klęczącym ręce, jakby do błogosławieństwa, mówiąc:
— Wstań, przyjacielu! i bądź mi serdecznie powitan, miły Błękitny! Szczerze ci winszuję ostatniego twego zbioru poezyj.
Ścisnął serdecznie rękę poecie niższego stopnia, który coś bąkał o niezmierném szczęściu i nieskończonéj czci.
Pana Brouczka uczcił Obłoczny tylko ciekawém spojrzeniem i niedbałém kiwnięciem głową.
— A teraz proszę panów — odezwał się mecenas, — raczcie zasiąść tymczasem do skromnego posiłku, nim zgromadzi się tu cały mój Parnas.
Twarz pana Brouczka cokolwiek się rozjaśniła. Wszyscy usiedli za stołem, a Czarolśniący przysunął do każdego jeden wazon z kwiatem.
— O, jaka woń rozkoszna! — zachwycał się Obłoczny, wąchając swoje kwiaty.
— Rajski zapach! — chwalił również z zachwytem Błękitny, czyniąc to samo.
— Aaa!
— Aaaa!
— Sądzę, że i mego gościa ziemskiego zadowolni ten skromny kwiatek? — zwrócił się Czarolśniący do pana Brouczka, który zasępił się jak noc i spojrzał dziko na wazon.
Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/95
Ta strona została przepisana.