Strona:PL Czechowicz - Opowieść o papierowej koronie.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.
3.

— Namiętne, szerokie usta króla dotykają lekkiem muśnięciem żałobnych oczu Marysi Dalekiej.
— Milczysz?...
... Czemuś mi smutno. Zawsze, gdyśmy sami i tak blisko, serce niepokoi się we mnie i dręczy. Ty mi się wydajesz, jak los mój, taki jesteś niewyraźny i nieprzenikniony...
... Widzisz, droga: ja się męczę sam temi przeczuciami, któremi ty żyjesz. Miłość nasza z pod złej gwiazdy... może to Arcturus...
Ręki gestem powolnym wskazał punkt na głębokiem, nocnem niebie. I obojgu zrobiło się jeszcze smutniej.
... Maryś, — zaczął znowu — czy nie lepiej byłoby nam rozstać się?...
... Nie mów!...
... Ale pomyśl: Gdy ty przychodzisz radosna, we mnie gorycz; gdy ja w weselu tonący, — ty gorzka i smutną. Czemu?... Rozejdźmy się. Nie będzie tego smutku.
Płacze Maryś. Głos jej drży.
Spojrzenia... spojrzenia... Westchnienie... Cichy szept...
... Nie rzucaj, wróć... Zobaczysz, następne spotkanie będzie radosne i piękne, jak pierwsze liście, jak chryzantemy w twym ogrodzie...
A król myśli ze smutkiem: Nie mogę porzucić. Trzeba znów przyjść i męczyć się... Ech, dolo!
... Odchodzę, Maryś. Straże mosty zwodzą...
... Ale wrócisz?... wrócisz?... — błaga głos nabrzmiały łzami...
Spojrzenia, łzy, szept...
Westchnienie...

4.

Usiadła Maryś do krosien. Wszystko jej leci z rąk. Żali się sama sobie, żali się ścianom ojcowej chaty...
Po co mnie spotkał? Poco wziął serce...
Kto kładzie te przepaści między nami? I śpiewa tęskno:


Ej, śpiewajze mi, śpiewaj, bracisku góralu,
Ej, coby moje serce nie pukło od zalu!

Ej, dejze nam Maryjo słonecka, pogody,
Ej, coby mnie zobaczył mój królewic młody!

Onci jest, jako oreł na orłowej perci,
A ja — łania zraniona, cekająca śmierci!

Ej, zakochali my sie, nie znając kochania,

A teraz zal i smutek serce nam osłania!