Król: Niewolnico...
Maryś: O żalu!... Tak, jam niewolnica twa...
Król: Tyś jest światłość świata — kobieta. Z takich, jak ty, rodzą się Manu, Zaratustra i Chrystus...
Maryś: Czemu mi nie wierzysz, próbujesz serca mego?
Król: Bo chcę wiedzieć, kto zawsze odtąd będzie ze mną...
Maryś: Chryste!
Król: Żono... daj usta... pocałunek to będzie pierwszy i ostatni... Jadę na szukanie Graala, a może otchłani...
Maryś: Usta?... Oto one...
Przechylił ją w tył, drżącą, jak struny na skrzypcach. Przechylił ją, aż ciemna masa zamku odbiła się w jej źrenicach, a grzywa ciemnokasztanowa zamiotła proch z bruku.
Milczenie.
Postumus powstaje nagle. Dotychczas był cieniem króla. Stanął za niemi, krzywi usta i błogosławi dziwny pocałunek.
Pod drzewami stanął ktoś. Czerwony blask kominka rzucał na postać króla fantastyczne światło i ślepił mu oczy. Widzi król zjawę — nie widzi, kto to. Sunie zjawa ku niemu. Pokłon do ziemi.
... Ty?... Ja. Samżeś królu?...
... Sam.
... Pogadajmy?...
Wsparł się o kominek i szepce z żalem:
— Królu, komedję grasz. Czemu ją dręczysz?...
— Nie mogę inaczej. Rzucałem ją już trzy razy. Lecz tęsknota ciągnie mię ku niej. Wysoka, kościelna tęsknota...
— Ale ranisz ją, ilekroć ją widzisz...
— Bo ona ust pragnie, cichej rozkoszy. A ja pragnę tylko jej smutnych oczu. Kocham ją, jako posąg cudny, a ona mnie, jak człowieka.
— Ja ją kochałem kiedyś — rzuciłem...
Król milcząco patrzy na Zygmunta. Chmurnieją jego oczy.
Cisza.
... Alleluja, moje lilje kwitnące!..
Rozśpiewany wchodzi do komnaty biedaczyna Chrystusowy. Spojrzawszy na nich, uśmiecha się, szeroko otwiera okna.
... Niech wejdzie tu trochę światła.
I płyną wieczorne wonie z ogrodów i sadów. Majaczeje na niebie gwiazdzistem cień katedry.
Przechylił się za okno i dłonią obejmuje ogród różany.
... Patrz, Adamie, posępny myślicielu. Tu cię Ewa co dnia kusi? Jakiż cudny ogród! Tyle róż! Godny jedynie miłości być świadkiem...