Strona:PL Czechowicz - Opowieść o papierowej koronie.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

Król na zamku.
Zmierzcha się. Olbrzymie okna napełnione już są szarością wieczoru. Widać z nich dachy katedry i sylwety wieżyc różnokształtnych.
Marmurowa posadzka lśni, jak woda... Cień jakiś na niej...
Król klaszcze w dłonie.
Szelest u drzwi. Zjawia się paź purpurowy, twarzą w twarz z Henrykiem.
Boże! Ta twarz! Głębokie, orzechowe oczy — dwa światy! Włos jasno-ciemny przycięty nad czołem... Kogom ja znał?... Gdzie były te oczy?...
— Diadumen!!!
Biegnie król ku niemu, plącze się w płaszczu koronacyjnym, pada...
Gdy się budzi z omdlenia, leży na gronostajach w pustej komnacie...
Mrok... jakieś twarze...

A na marmurze leży korona,

korona ze złotego papieru.

Jęk...
Przebudzenie...

ANTRAKT — JAWA.

Nad Henrykiem schyla się Jadwiga, jego smutna, kochająca siostra. Głowę jego umęczoną dźwiga... przy niej księdza twarz śniada i ostra. Przesiedzieli noc całą u łoża, przemyśleli całe jego życie... Zwalon oto mocarny wielmoża — ukazane jest pnia tego gnicie. Ani on, ani ona nie wiedzą, co się waży w tej duszy samotnej. Całą noc u wezgłowia siedzą, cały ranek posępny i słotny.
... — Korona, paziu, korona...
Clarus łamie dłonie:
— Co z tobą, co ci mistrzu?...
I staje przed nim zjawa łąki pod Lublinem i tych rozjaśnionych oczu, które teraz czerwienią się w gorączce.
Henryk w gorączce odwraca się do ściany. Milczy. Osowiałe na gałęziach wróble ćwierkają smutno. Deszcz pada. Henryk znów zapada w marzenie, tym razem długie, niespokojne, przewlekłe...

SCENA DRUGA.

Śni mu się obłęd.
Gwar... gwar... gwar...
Krzyki, wrzask, co trzęsie wązką uliczką. Pogoń! Resztką sił w zdyszanem ciele pędzi on przed siebie. Za nim tłum. Świszczą kamienie, przekleństwa i drze opętańczy śmiech hołoty.
... Huź go!!! Zagnać tego jelenia!! Wrr! Weź go!
A on biegnie i pada na bruku.
Potem — chwila oszołomienia. Wrzawa nad nim, potem cichnie, oddala się... ginie. Przeleciało tysiąc stóp w wichurze dokoła niego. Nie zobaczyli — triumf!
Ale ta przeklęta cisza po tym wrzasku gromady. Słychać, jak serce dzwoni...