Strona:PL Czechowicz - Opowieść o papierowej koronie.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

cudnie rysują się na niebie. Wieżyczki, dzwonnice, absydy, wieża trynitarska tak drobnym, delikatnym haftem rzucone na tło szarzejącego nieba. A u dołu tyle czerwieni!
W mieście pusto i głucho. Płoną już gazowe latarnie i półmrok zalał chodniki. Świecą szyby wystawowe sklepów.
Człapią kopyta centaura pod niskim łukiem Krakowskiej Bramy. Plac szeroki... Trzy stalowe fortece, trzy tanki. Na przedmieściach salwy. Centaur stoi, słucha... Wiatr powiewa czerwoną chorągwią na magistracie... To rewolucja!!
„Alons enfants de la Patrie“...
Centaur wzniósł jedno kopyto, jeszcze milczy, nasłuchuje.
Aż kiedy na zwycięstwo woli ludu zabiły, zatrzeszczały bębny, lubelski lajkonik runął wcwał Krakowskiem Przedmieściem...
Jak grad spadają uderzenia kopyt ostro podkutych, rozwiewa się pyszny, jedwabisty ogon. Centaur przelatuje, jak lipcowa burza, i niesie się hen, za miasto, wieścić polom swobodę.
Łąka, słońce, dzikie kwiaty, rzeka.
Leży na trawie i patrzy w potok. Bo coś tam błyszczy w głębinie, coś za bardzo słoneczny ma blask. W szklanym słońca się krwawi rubinie, obiecuje miód królewskich łask. Wśród namułu rzecznego rzucona, kołysana w takt sennego fal szmeru, przebłyskuje z dna głębiny korona, Henrykowa korona z papieru... Łzy, łzy, łzy...
............
— Heniu, czemu płaczesz?... Nie można, dziecko, nie można...
— Mistrzu... (jaka to musi być męka)...
Henryk otwiera oczy: Tak, to oni. Clarus i Jadwiga.
... Czy ja płaczę?... a prawda... twarz mokra... to nic, to ja tak tylko... mnie nic nie boli, tylko dusza... Ale mi wesoło. Mogę nawet śpiewać:

La, la, lala, la, la..

— Znasz to, Jadziu? To gawot D-moll Bacha... Las mi się marzy...
............

Dom zatopiony w mroku w oceanicznym drzew szumie.
Gwiazdzisty strop jest ponad nim, jakby w gotyckim tumie.
Tony minorowe płyną z fali późnego wieczoru,
To fujarka się żali wśród ciszy bajkowego, uśpionego boru...
Tak urocznie gra drzewom i niebu i pełnemu gwiazd białych jezioru...
Jakieś echa dolatują z głębi, z łysiejących do księżyca polan:
To się dziewki wiejskie roztańczyły, podkasane wysoko, do kolan.
Świeci księżyc i dzwoni fujarka, deszczyk lekki, lecz rzęsisty pada...
W tańcu nocy księżycowej tonie bezpamiętna, dziewczęca gromada!
A pod domem prześwietloną dłonią ktoś zakrywa świeczkę gorejącą:
Balladyna wychodzi do Grabca w noc majową, w letnią noc gorącą...