Ptactwo gdzieś znikło... Dziś dzień żałobny,
Bo kir tumanów słońce zaćmiewa...
Ludzie ponurzy chodzą jak groby,
Dziatwa w niebiosa smętnie spoziera...
Nagle obłoki rzednąć poczęły,
Nikną... w promieniach słońca stanęły!..
Nanowo drgnęły życiowe tętna...
Z chwilowej wszystko wstaje senności —
I znów cudnieje przyroda piękna!
Kiedyż tak błyśnie w ciemniach ludzkości?!
Więz. pozn., w grudniu 1881.
Staję wśród stepów wiatrami owiany
Nic oka tęsknego w ich toni nie wstrzyma
Patrzę w dal... trawa, jak morskie bałwany
To na dół opada — to z szumem się wzdyma
Ptaszę spłoszone wzleciało z parowu,
Zawisło u góry... het pod obłokami
Piosnką jęknęło... i spokój znowu
Słońce leniwie swój krąg nad stepami,
Toczy — kąpie się w niebios głębinie,
Zanim w zieleni fal stepów nie zginie.