ci... ci... kluk... luk... luk, a cesarz nucił tak samo. Wszyscy byli pełni zachwytu.
Pewnego wieczoru ptak śpiewał w najlepsze, a cesarz słuchał, leżąc w łóżku. Nagle zaburczało coś we wnętrzu ptaka... — Trach! — coś trzasło — Szurrr! Kółka zaczęły się obracać jak szalone i ucichło wszystko. Ptak zamilkł.
Cesarz wyskoczył z łóżka i posłał po przybocznego lekarza, ale nie mógł on nic poradzić. Potem posłał po zegarmistrza i ten naprawił po długich ceregielach z wielkim trudem słowika, ale oświadczył, że należy się z nim bardzo oględnie obchodzić. Wszystkie osie i tryby zużyte już były, a nie sposób było wprawić nowych, tak, by śpiew odbywał się normalnie i pewnie. Nastała wielka żałoba. Raz tylko w roku można było nakręcać sztucznego słowika, a i to narażając się na niebezpieczeństwo, że odmówi zupełnie usług. Ale wynalazca powiedział wielką mowę i
Strona:PL Czerwony Kapturek i inne bajki.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.