— Dobrze! — powiedział słowik. — Ale musisz mi oddać tę złotą szablę, chorągiew i tę koronę cesarską.
A śmierć oddawała za każdą pieśń jeden po drugim klejnot cesarski, słowik zaś śpiewał niezmordowanie. Nucił o cichym cmentarzu, gdzie kwitną białe róże i bez, gdzie rośnie bujna trawa, zroszona łzami tych, co pozostali przy życiu. Śmierć słysząc to, uczuła tęsknotę za swym ogrodem, uniosła się i odpłynęła oknem, niby zimny, biały opar.
— Dzięki ci, dzięki, mały niebiański ptaszku! — zawołał cesarz. — Znam cię dobrze. Z mego to rozkazu wygnany zostałeś z miasta i kraju, a jednak śpiewem swym wypłoszyłeś od mego łoża złe duchy i odpędziłeś śmierć od mego serca. Czemże ci to nagrodzę?
— Jużeś mnie nagrodził! — rzekł słowik. — Widziałem łzy w twych oczach, gdym ci śpiewał poraz pierwszy, a tego nie zapomnę nigdy, bo to są klejnoty
Strona:PL Czerwony Kapturek i inne bajki.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.