i idąc przodem, przyświecał im. Doszedłszy do miejsca, gdzie leżał ptak, uderzył kret nosem o sklepienie i wybił niewielką dziurę, przez którą wpadło trochę światła. Paluszka ujrzała martwą jaskółkę z przyciśniętemi do ciała skrzydełkami, a głową i nogami skrytemi w pierzu. Biedaczka zamarzła pewnie. Litość zebrała Paluszkę, która bardzo lubiła ptaszki ćwierkające i śpiewające w lecie, ale kret potrącił zwłoki krótką swą nogą i rzekł:
— Już nie gwiżdże teraz. Straszna to rzecz przyjść na świat nędznym ptakiem. Dzięki Bogu, niczem podobnem nie będą moje dzieci. Ptak taki niema nic, prócz swego: ćwir... ćwir... i musi w zimie ginąć z głodu.
— Masz pan rację, jako mąż doświadczony i rozważny! — powiedziała mysz. — Cóż ze świegotu ptaka, gdy przyjdzie zima. Musi ziębnąć i umrzeć z głodu... zupełna racja.
Paluszka nie rzekła nic, gdy jednak
Strona:PL Czerwony Kapturek i inne bajki.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.