tkały dzień i noc. Codziennie przychodził kret i powtarzał, że odprawi z Paluszką gody weselne, gdy tylko wreszcie minie lato i słońce przestanie palić, bo teraz ziemia zeschła na kamień. Ale Pasuszki nie radowało to, bo nie lubiła wcale nudnego kreta.
Codziennie o wschodzie słońca i o zachodzie wymykała się do otworu jamy i spoglądała w niebo, w chwilach, gdy wiatr rozwiewał wysokie zboże. Rozmyślała, jak pięknie musi być na świecie i tęskniła za jaskółką. Ale jaskółka nie wróciła, zapomniała o niej pewnie, rozkoszując się cudnym, zielonym lasem.
Gdy jesień nadeszła, wyprawa Paluszki była gotowa.
— Za cztery togodnie odbędzie się wesele! — rzekła mysz, ale Paluszka rozpłakała się i powiedziała, że nie chce nudnego kreta.
— Głupstwo! — odrzekła mysz. — Nie sprzeciwiaj się tylko, bo cię ugryzę, a
Strona:PL Czerwony Kapturek i inne bajki.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.