— A ty czego się mazgaisz, babo jakaś — krzyknął nadbiegający Wiliam. — Ślicznie wyglądasz z tym bekiem i morską chorobą. Ruszaj do kajuty i połóż się na łóżko, a nie rób mi wstydu przed całą osadą.
Na czworaku, z wielkim trudem, to popychany przez przebiegających majtków, to podrzucany chyleniem się statku, zaledwie zdołałem dopełznąć do mego posłania w kajucie kapitana, gdzie mię jako zaproszonego gościa umieszczono. Ległem na łóżku, ale długi czas usnąć nie mogłem; okręt raz wybiegał na szczyt bałwanów, to znowu pogrążał się w przepaści, maszty i całe belkowanie przeraźliwie trzeszczały; podrzucane beczki i paki podskakiwały robiąc szalony hałas, a cała ta muzyka przerażała mię w najwyższym stopniu.
Nakoniec zmordowany chorobą, znękany przestrachem i zmartwieniem, usnąłem.
Na drugi dzień późno już obudziłem się. Słońce wesoło zaglądało przez okienko kajuty [1]; okręt leciuchno się kołysał.
— A więc burza szczęśliwie minęła! — zawołałem zrywając się z łóżka; a że wczoraj nie rozbierałem się wcale, więc téż pobiegłem na pokład.
Pierwszą osobą napotkaną tam był Wiliam.
- ↑ Kajutami zowią się pokoiki w tylnéj części okrętu, pod pokładem zbudowane, służące za pomieszkanie kapitanowi i starszyznie. Majtkowie, żołnierze i służba podrzędna, sypia pod pokładem, lub między pomostami na wiszących łóżkach, zwanych hamakami.