się głowa potężnie zawraca. Zaledwie téż wyszedłem z kajuty, gdy nogi zaczęły mi się plątać, a majtkowie ujrzawszy to poczęli śmiać się i szydzić ze mnie. Zawstydzony, zrejterowałem do łóżka trzymając się ścian. Tak to pierwszy raz tylko wyłamawszy się z pod czujnego oka rodziców, już upiłem się i zostałem pośmiewiskiem prostaków.
Przez parę dni następnych, okręt z przyczyny przeciwnych wiatrów posuwał się bardzo powoli. Kapitan mając interes w Yarmouth[1], skierował ku brzegom. Zaledwie upłynęliśmy parę mil morskich, gdy w oddaleniu na horyzoncie ukazała się czarna linia chmur. Wiatr wilgotny zaczął podmuchiwać i marszczyć powierzchnią morza, pokrywającą się tu i owdzie białawą pianą.
— Źle! będzie burza i to porządna — zawołał kapitan. — Zwinąć wielki żagiel! kieruj ku lądowi!
Dreszcz przebiegł mię od stóp do głów na te słowa. Burza, i jeszcze kapitan mówi że porządna! ach nieszczęśliwy, teraz już niezawodnie nie wyjdziesz cało, zginiesz w tak młodym wieku, nie dotkniesz nogą ziemi i nie zobaczysz swoich.
Te i podobne myśli trapiły mię srodze. Tymczasem okręt płynął szybko ku brzegom Anglii i niedługo ujrzeliśmy port w Yarmouth. Kapitan nie kazał jednak wpływać do portu, ale zarzucić kotwicę w przystani, zasłoniętéj wzgórzem, gdzie zdawało mu się, iż okręt nie będąc tyle narażonym na wściekłość wiatru, szczęśliwie przeczeka nawałnicę.
- ↑ Yarmouth, miasto portowe w Anglii, nad morzem Północném, w hrabstwie Norfolk.