soło około okrętu. Raz nawet sternik przywoławszy mię na tył statku, pokazał ogromnego haja czyli ludojada[1]. Majtkowie mieli wielką ochotę złowić go, ale kapitan nie chcąc tracić próżno drogiego czasu, nie pozwolił na to.
Przebywszy zwrotnik i zbliżając się ku wyspom Zielonego Przylądka, zauważyłem, że niebo przybierało coraz ciemniejszą barwę, a powietrze, mimo upałów, cudną tchnęło świeżością. Choroby morskiéj nie doświadczałem wcale, rozkosz nieznana ogarnęła całą moją istotę, radość ujrzenia cudownych krain nie dawała mi zasnąć. Żal, chęć przebłagania rodziców i poprawy całkiem mi wywietrzały z głowy.
Jednego dnia przed południem, nagle gromada ryb podniosła się z morza. Z początku wziąłem je za stado ptaków, lecz gdy przelatując nad okrętem, kilka spadło na pokład, przekonałem się, że to ryby latające[2]. Były one długie na pół łokcia, grzbiet ich błękitny, podbrzusza szarawo srebrne; pletwy długie i szerokie zastępowały skrzydła i dopóki nie
- ↑ Ludojad, zwany hajem, wilkiem morskim, lub z francuzka rekinem, jestto ryba nadzwyczaj żarłoczna, mająca otwór pyskowy pod spodem ciała, podobnie jak jesiotry. Paszcza jego uzbrojoną jest mnóstwem ostrych zębów, a siła szczęk tak wielka, że za jedném ich zwarciem ucina nogi ludziom wpadłym w morze i druzgocze grube drągi. Upędza się za okrętami, pożerając wszystko co majtkowie wyrzucą i jest bardzo niebezpiecznym dla kąpiących się.
- ↑ Ryby latające należą do brzuchopłetwych, za pomocą skrzel długich tak jak ciało, wznoszą się w powietrze, uchodząc przed czyhającemi na nie innemi rybami.