W skutku pochwał Akiba, obrócił mię do służby na tym statku, co było wielką dla mnie ulgą. Ja i Xury, czternasto-letni Maur, chłopiec cichy i dobry, stanowiliśmy osadę szalupy. Że byłem zręczny i szczęśliwy w łowieniu ryb, więc czasami wysyłał mię z Xurym, pod nadzorem dozorcy domu, Muleja.
Jednego dnia, podczas pięknéj pogody, wypłynęliśmy bardzo rano z Mulejem i Xurym na ryby. Nagle zawiał zimny wiatr z północy, a w mgnieniu oka powietrze przesiąknięte parą, zamieniło się w gęstą, nieprzejrzaną mgłę. O kilka kroków nic widać nie było. Niemając kompasu, ani żadnego narzędzia żeglarskiego, musieliśmy płynąć na ślepy traf. Przez cały dzień i następną noc błąkaliśmy się pośród mglistych tumanów, w największéj niespokojności. Nakoniec drugiego dnia, około dziewiątéj rano, kiedy słońce rozpędziło mgłę, znaleźliśmy się oddaleni o siedm mil morskich od Sale. Zgłodniali i utrudzeni, wieczorem dopiéro powróciliśmy do domu.
Pan nasz lękając się aby jego coś podobnego nie spotkało, kazał zbudować kajutę wśród szalupy i dorobić pokład. Kajutę zaopatrzono w kompas i dodano skrzynkę z napojami i żywnością, tak aby na kilka dni starczyło.
Jednego dnia pan mię kazał przywołać do siebie.
— Słuchaj! — rzekł do mnie. — Jutro z Marokko przyjeżdżają moi krewni. Chcę ich zabawić rybołówstwem; przygotuj więc statek i zaopatrz go w świeże owoce. Niechaj Mulej zaniesie do kajuty cztery muszkiety i dostateczną ilość prochu i ołowiu, bo może zapolujemy na ptaki morskie. Pamiętaj żeby wszystko było w porządku i równo ze dniem
Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.