Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to takiego? — zapytałem, — czego chcesz?
— Tam! patrzcie... okręt z Sale... gonią nas. Nasz pan Akib, Mulej i wszyscy, ach, zginęliśmy bez ratunku!
Zerwałem się na nogi, wytężyłem wzrok i w istocie w odległości mili ujrzałem okręt trzechmasztowy. Lubo flagi rozpoznać nie było można, poznałem jednak z budowy, że to statek portugalski. Zmierzał on z północy ku zachodowi. Skierowałem szalupę tak, ażeby mu przeciąć drogę. Po trzech kwadransach znacznie zmniejszyła się odległość pomiędzy nami. Będąc przekonanym że nas usłyszy, nabiłem wszystkie muszkiety i naraz z Xurym daliśmy cztery wystrzały. To skutkowało. Na okręcie poczęto zwijać żagle, pływ jego znacznie zwolniał, a po chwili czółno osadzone kilku majtkami odbiło od trójmasztowca, i z szybkością zaczęło przerzynać fale. Dla zmniejszenia im trudu, podwoiliśmy nasze siły robiąc wiosłami. Wkrótce spotkały się obiedwie łodzie.
Młody człowiek dowodzący czółnem zaczął nam zadawać pytania w języku portugalskim i hiszpańskim. Dałem mu do poznania, że go nie rozumiem. Złożyłem tylko ręce jak do modlitwy, wskazując na okręt. Pojął mą prośbę. Dwóch majtków przesiadło na szalupę i pomogło nam płynąć ku okrętowi. Przyjęli nas na pokład, a że kapitan także nie umiał po angielsku, nie mogliśmy się porozumiéć. Zaczął do mnie przemawiać po francuzku, po włosku, nakoniec po łacinie, lecz i tych języków nie posiadałem. Naówczas dopiéro gorzko mi się dało uczuć moje lenistwo. Nieraz ojciec zachęcał mię do uczenia obcych języków, ale będąc wierutnym leniuchem i próżniakiem, nie brałem się do nauki.
Właśnie rozmyślałem nad tém, jakby kapitanowi chociaż na migi dać poznać moje przygody, gdy wtém przyprowadzo-