no majtka Anglika, umiejącego po portugalsku. Ten wybawił mnie z kłopotu, służąc za tłumacza. Za jego pośrednictwem opowiedziałem wszystko co mię od opuszczenia Anglii spotkało.
Kapitan wysłuchawszy tłumacza, kazał mi powiedziéć, iż płynie do Brazylii i z chęcią nas z sobą zabierze. W zbytku radości padłem mu do nóg, prosząc aby wziął wszystko co posiadam w zamian za udzielony ratunek.
— Młody człowieku! — odrzekł zacny marynarz — i cóżbyś począł, gdybym twéj nierozsądnéj prośbie zadość uczynił. Ogołocony ze wszystkiego, bez grosza, bez przyjaciół, przybywszy do Brazylii, musiałbyś się zaprzedać osadnikom w niewolę, cięższą może od maurytańskiéj; niech mię Bóg uchowa, abym korzystając z twego położenia, miał cię obedrzéć. O nie, mój panie Angliku, to co czynię, czynię z miłości Jezusa Chrystusa, a jeżeli czynię dobrze, Bóg mi to na sądzie ostatecznym policzy.
Natychmiast kazał sporządzić dokładny spis moich rzeczy, nie zapominając nawet o dzbanach od wody. Poczém za-