spodni, wełnianego pasa i pary pończoch; kapelusz zdarły mi fale, trzewiki nawet straciłem w walce z rozhukanemi bałwanami. Usiadłszy pod drzewem, zacząłem rewidować kieszenie, czy choć kawałka chleba nie znajdę, bo mi głód srogo dokuczać począł. W jednéj kieszeni znalazłem mały woreczek z jęczmieniem, którego używałem na okręcie do żywienia ulubionych gołębi. W roztargnieniu rzuciłem workiem i rozsypałem ziarno, jako na nic nie przydatne; lecz w téj chwili gorzko pożałowałem nieuwagi, wszakże jęczmień ten mógł mię posilić. Schyliłem się szukając ziarn... ba, ani jednego nie znalazłem, przepadły w ziemi.
Sięgnąłem powtórnie do kieszeni, i wyciągnąłem inny woreczek napełniony złotem. Widok tego metalu wywołał gorzki uśmiech na moje usta. I cóż mi po tobie? zawołałem z gniewem; przez zbyteczne zamiłowanie do ciebie, nędzne złoto, jestem dziś nieszczęśliwym. I już miałem je rzucić od siebie... lecz postąpienie nieoględne ze zbożem przyszło mi na myśl. Ha.... któż wié, może przecie na téj wyspie nie umrę, a to złoto pogardzone na coś się przyda — i schowałem je napowrót.
Lecz w tejże prawie chwili doznałem niewypowiedzianéj radości, znalazłszy w kieszeni duży nóż składany. Nie mógł mi on zastąpić broni, ale w mém położeniu był nieocenionym. Och, czemuż nie posiadam strzelby, albo przynajmniéj pałasza! gdybym miał jakąkolwiek broń, mógłbym bez obawy zapuścić się w las i wyszukać moich kolegów.
Tymczasem tarcza słoneczna zapadała w morze, należało wyszukać sobie jakiego noclegu, nim się zupełnie zciemni. Olbrzymie, rozłożyste drzewo rosło o kilkadziesiąt kroków; postanowiłem na niém noc przepędzić. Za pomocą wystają-
Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.