Obiad popsuł mi jeszcze bardziéj humor, wszystkie ostrygi potęchły zupełnie, kukurydza zeschła także, a pizangi zwiędły; szczęściem że przynajmniéj żółwie jaja przechowały się wybornie.
Dobrze już z południa wkroczyłem w las gęsty i uszedłem przeszło milę, zanim dostałem się na drugą stronę. Widać ztąd było wierzchołek przewodniéj góry; po dwugodzinnym pochodzie i przedzieraniu się przez krzaki, ujrzałem nareszcie mój zamek.
W wycieczce z któréj wróciłem, udało mi się poznać część wyspy wschodnią, ale zachód i południe całkiem mi były obce. Zamierzyłem jednak wypocząwszy puścić się w tamte strony, aby całe państwo zbadać dokładnie.
Pierwszą pracą do któréj wziąłem się po powrocie, było sporządzenie łuku i strzał. Dla przysposobienia sznurków namoczyłem znaczną massę włókien pizangowych, a następnie upatrywałem stosownego drzewa na łuk. Natrafiwszy wreszcie gałąź mocną i sprężystą na cztery stopy długą, nagiąłem ją nieco i na obydwóch końcach zarznąwszy rowki, przymocowałem cięciwę zrobioną z sznurków konopnych, służących mi dotąd za podwiązki, pończochy zaś przymocowałem łykiem. Następnie naciąłem mnóstwo trzcin nad stru-