Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

mieniem rosnących, dorobiwszy do nich ostrza z drzewa żelaznego. Na téj robocie nóż stępił mi się zupełnie, ale za to groty strzał moich były wyborne. Przymocowałem je do trzcin łykiem, piór tylko brakowało.
Przechodząc wczoraj z rana brzegiem morskim, widziałem w bliskości wody mnóstwo piór pogubionych przez mewy[1] i inne wodne ptaki, ale nie pozbierałem ich wcale... jakżem tego żałował.
— Wędrujże teraz znów o dwie mile dla kilku piórek panie Robinsonie, a na drugi raz wbij to sobie dobrze w głowę, że najmniejsza bagatelka dużo kłopotu kosztuje, a więc wszystko co zobaczysz zbieraj skrzętnie, bo nie wiesz na co ci się przydać może.
Późno wieczorem wróciłem do domu z zapasem piór, a że zaraz zrobiło się ciemno, nie mogłem dokończyć roboty strzał, co mnie niepospolicie gniewało.
Na drugi dzień rano uzupełniwszy pracę, wziąłem się do prób. Pierwsza strzała wypuszczona w górę, poszła nadspodziewanie wysoko, a spadając wbiła się w ziemię. Wycelowałem do drzewa odległego na trzydzieści kroków, ale strzała przeszyła krzak o dwa sążnie obok stojący, druga poszła także nie lepiéj.

— Jakto, a więc to nie tak łatwo strzelać z łuku — zawołałem zdziwiony, — któżby się spodziewał że i tego uczyć się trzeba!

  1. Mewa (Larida) ptak nadmorski, podobny do jaskółki lecz daleko większy, przebywa na wybrzeżach w wielkiém mnóstwie.