Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

łem się z łukiem i strzałami do lasu dla upolowania paru zajęcy.
Zające jak na złość gdzieś się pokryły, trzeba było poprzestać na papugach; żal mi było tych wesołych pajaców leśnych, ale pierwsza miłość od siebie: ubiłem kilka. Po powrocie do domu zachowawszy piękne piórka, wypaproszyłem ptaki. Rozprute, zamoczone i wymyte kilkakrotnie kiszki, dały się dobrze skręcać. Na drugi dzień leżał przedemną spory pęczek strun ciénkich; dla nadania im giętkości wysmarowałem tłuszczem zajęczym. Teraz rozpoczęło się krawiectwo na dobre. Po trzech dniach kostium był gotowy; natychmiast ustroiłem się w nową garderobę.
Wykąpany i wyelegantowany miałem podobieństwo do kominiarczyka londyńskiego, gdy się w niedzielę do kościoła wystroi. Poskoczyłem do strumyka, ażeby się przejrzeć w tém naturalném zwierciedle.
Ubiór mój nie pozostawiał nic do życzenia, oprócz kamaszy. Kaftan ze skórek zajęczych obróconych włosem na zewnątrz, pysznie się prezentował, majtki mogłyby zawstydzić murzyńskiego modnisia, na głowie kapelusz z pręcików bananowych, wyglądał jak straszydło na wróble; jedna noga, w cholewce podartéj, druga obwinięta płótném utarganém z podartej koszuli. Twarz zarosła, włosy rozczochrane, bo nie było ich czém oprócz palców uczesać. Dodajmy do tego łuk i strzały przy boku, torbę przez plecy, w jednéj ręce dzidę, w drugiéj parasol, a będziem mieli wyobrażenie potężnego władzcy bezludnéj wyspy.
Gdybym się tak pokazał na ulicach Londynu, niezawodnie tłumy uliczników biegałyby za mną jak za rarogiem. Nie jeden zaś spekulant niemiecki mógłby świetny zrobić in-