Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

wolno odpłynąć, był téj powodzi przyczyną. Nakoniec z niezmierną trudnością po ciemku dostałem się do wnętrza jaskini, drżąc z bojaźni aby nie ponowiło się trzęsienie i nie pogrzebało mię pod gruzami, ale z drugiéj strony niepodobieństwem było zostawać dłużéj pod gołém niebem. Wyszukawszy suchsze miejsce w grocie, usiadłem i całą noc przepędziłem drzemiąc.
Deszcz lał do rana; kiedy nareszcie rozjaśniło się na polu, rzuciłem okiem dokoła. Któż opisze mój przestrach, gdy ujrzałem większą część jaskini zasypanéj ziemią i odłamami skał. Gdyby trzęsienie nastąpiło w nocy, jużbym nie żył. Cud mię jedynie ocalił, gdyż miejsce gdzie spałem oraz piwnica, były zupełnie zasypane.
Około południa wyjaśniło się nakoniec, wody ustąpiły i spłynęły ku morzu. Trzeba się było zabrać do wyprzątnięcia groty. Przeraziła mię ta robota: nie było ani taczek, ani wózka do wywożenia kamieni i ziemi; jedyném mém narzędziem była licha motyka z muszli. Jednakże nie dałem się odstraszyć, pracowałem ciężko przez cały dzień, i nareszcie wieczorem uprzątnąwszy ziemię z po nad piwniczki, mogłem dostać się do mych zapasów.
Pomimo usilnéj pracy przez cały dzień nic nie jadłem; zatrudniony robotą, nie pomyślałem nawet o posiłku, dopiero odgrzebawszy piwnicę, zabrałem się do jedzenia. Ale nic mi nie smakowało: piłem przez cały dzień, a ciągle miałem pragnienie. Kilkakrotnie przebiegał mię dreszcz, czasami znów krew uderzała do głowy.
Czując się słabym, położyłem się jeszcze za dnia na posłaniu z suchego mchu, przykrywając się kołdrą z zajęczych skórek, którą właśnie skończyłem przed kilku dniami. Przy