Jadło to pożywne, bardzo zbawiennie wpłynęło na moje zdrowie, wycieńczone przebytą chorobą. Wyglądałem czerstwo i odzyskałem dawne siły.
Podczas tych zatrudnień zaglądałem do kłosów jęczmienia wzrastającego na brzegu morskim, nie mogąc doczekać ich dojrzenia. Zapewne sądzisz czytelniku, że miałem ochotę zrobić z ziarna jaką potrawę, bynajmniéj; chodziło mi o rozmnożenie tego użytecznego zboża na mojéj wyspie. I dlatego téż gdy dojrzały, ściąłem je nożem i zaniosłem do domu; po wykruszeniu było przeszło półtoréj kwarty jęczmienia. Mając oddawna obrane miejsce w pobliżu jaskini, skopałem je moją motyczką i zasiałem połowę zboża, zachowując drugą na przypadek nieurodzaju.
Przezorność ta wyszła mi na dobre, gdyż jako niedoświadczony rolnik nie wiedziałem, że siew należy przedsiębrać po przeminięciu pory deszczowéj, a to już większa połowa lata upłynęła. Zasiany jęczmień wypaliło słońce, a choć-