ki. Zwiększona trzodka wymagała pieczy: przyniosłem świeżéj trawy, stare kozy rzuciły się na nią chciwie, a kozieł na podziękowanie palnął mię porządnie rogami.
Takie zuchwalstwo poddanego, nie mogło ujść bezkarnie; wykropiłem téż prętem koziołeczka, a lekarstwo to tak posłużyło, że od tego czasu był dla mnie z największym respektem.
Ponieważ dla kóz nie mogłem zaniedbywać wycieczek, należało więc dla nich zrobić zagrodę, w któréj mogłyby się paść bez obawy ucieczki do lasu. Ogrodzenie to powinno było obejmować kawał łąki zarosłéj trawą i krzewami. O łąkę nie trudno, ale z czego zrobić ogrodzenie?
Zostawmy to do jutra, a tymczasem nakarmiwszy kozy, trzeba pomyśleć o posileniu siebie. Wziąłem się zatém do rozniecenia ognia, i po półgodzinném usiłowaniu, buchał wesoło płomień jasny, a przy nim obracał się na drewnianym rożnie zajączek, którego zastrzeliłem po drodze. Pieczeń smakowała mi znakomicie, bo téż od ośmnastu dni nic ciepłego nie jadłem, żywiąc się podczas wycieczki kukurydzą i owocami.