Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

wierzch zaś delikatnego mchu. Wszystko to pokryłem pozszywanemi skórkami zajęcy. Z kozich skór zrobiło się kołdrę i poduszkę mchem wypchaną, a tak miałem królewskie posłanie, i pierwszy raz od przybycia na wyspę łóżko.
Nadeszła téż i rocznica druga przybycia mego na wyspę. Spędziłem ją na poście, rozpamiętywaniu i modlitwach. Smutny to bywał dzień dla mnie: przez cały rok zatrudniony robotą przelotnie tylko czasami myślałem o mojém położeniu, ale w ten dzień poświęcony Bogu i wspomnieniom, całe me położenie i przeszłość w żywych obrazach malowały się w méj wyobraźni. — O mój Boże! już od dwóch lat nie słyszałem ludzkiéj mowy, od siedmiu nie widziałem drogich rodziców, czy téż jeszcze żyją?..
Wnet zawyły wściekłe uragany: pora ta roku była dla mnie najnieznośniejszą. Deszcze lały jak z kadzi, nieraz po całych dniach. Pioruny biły tak gęsto i silnie, że burze europejskie można uważać za dziecinną igraszkę, w porównaniu do nawałnic antylskich. Za lada wstrząśnieniem wiatru, przychodziło mi na pamięć trzęsienie ziemi, i nieraz w nocy uciekałem do stajenki, lękając się zburzenia jaskini. Gwałtowności wichru niepodobna opisać, dość powiedzieć, że niekiedy wyrywał drzewa z korzeniami, a raz zerwał dach z méj stajenki i z wielką trudnością zdołałem ją naprawić.
Październik i listopad były to najburzliwsze miesiące z całego roku. W połowie grudnia zaczynało się wypogadzać, a około nowego roku ustalał się czas piękny. W pierwszym tylko roku mego pobytu, słota przeciągnęła się do połowy stycznia. W maju zwykle przez parę tygodni przechodziły rzęsiste deszcze, a zresztą przez cały rok ani chmurki na niebie.