Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

kaszę dość czystą, pomieszaną z mąką i otrębami. Natychmiast wstawiłem ją w garnek, ugotowałem, a okrasiwszy przetopioném koziém masłem, z wielkim apetytem i zadowoleniem spożyłem. Zapewne żaden wytworniś angielski niebyłby jéj wziął w usta, ale mnie smakowała przewybornie.
Do żniw jeszcze miałem parę miesięcy czasu; trzeba było z niego korzystać i zająć się polowaniem, ażeby nie narazić się jak w zeszłym roku na brak mięsa. Z tém wszystkiém i polowanie nie przyda się na nic, jeżeli nie wymyślę jakiegoś lepszego sposobu przechowywania mięsa, gdyż solenie samo nie zabezpieczało go dostatecznie od zepsucia.
Najpraktyczniéj byłoby suszyć je na słońcu, podobnie jak robią murzyni, ale nie wiedziałem dobrze tego sposobu; wędzenie znów było mi doskonale znajome, ale nie było komina. Upatrując miejsca stosownego na jego zbudowanie, znalazłem dość głęboką, a prawie prostopadłą szparę w skale sterczącéj nad grotą; trzeba było tylko z boku zaprawić otwór, ażeby się dym nie rozpraszał. Jakoż i to powiodło mi się wcale nieźle. Z drabinki powiązanéj z gałęzi zrobiłem rodzaj rusztowania, potém pozaprawiałem poprzeczkami drewnianemi szczelinę, a następnie zagrodziłem je chrustem nakształt płotu; nareszcie wdrapawszy się jak kominiarz do środka, zarzuciłem chruścianą ściankę gliną, ażeby ją zabezpieczyć od ognia.
Ubite kozy obdarłszy ze skóry, krajałem w cienkie pasy: mięsistsze części macerowały się w soli, cieńsze zaś płaty szły od razu do komina, jak tylko nieco na słońcu obeschły: mięso w ten sposób przyrządzone, miało smak podobny do świeżego, a daleko lepszy, aniżeli solone. Przed gotowaniem zwy-