najmniéj dwieście ziarn. Zebrałem je szczęśliwie, a nie mając czasu obrywać, zostawiłem to na późniéj, spiesząc się do jęczmienia.
Oj, napracowałem się téż nad żniwem, prawdziwie w pocie czoła. Niczém trudy żniwiarzy angielskich, na które zawsze tak wyrzekali. Każdy z nich był magnatem w porównaniu mnie nieboraka. Oni mieli sierpy, a ja musiałem nożem cały zbiór sprzątać, nie biorąc na raz jak kilkanaście zdziebeł. Koniec końców że zebranie czterdziestu snopów, mimo niezmiernéj pilności w robocie, kosztowało mię tydzień czasu.
Po sprowadzeniu zboża do domu i wymłóceniu, nie zebrałem więcéj jak dobory korzec. Zbiór byłby niezawodnie daleko lepszy gdyby nie ptaki, które niezawodnie zjadły mi połowę zboża. Umyśliłem na przyszły rok powetować téj klęski, wysiewając trzy czwarte całego zbioru; a w tym roku obejść się bez chleba, poprzestając na kukurydzy.
Téj miałem podostatkiem. Po wyłuszczeniu kolb, napełniłem ziarnem pięć wielkich koszów i jeszcze nieco pozostało na natychmiastowy użytek. Liście i łodygi kukurydzane, oraz słoma jęczmienna przydały mi się bardzo na pożywienie zimowe dla kóz.
Zanim deszcze jesienne nadeszły, skopałem pole kukurydzy ażeby na niém w końcu grudnia zasiać jęczmień, gdyż pragnąc coprędzéj skosztować chleba, miałem zamiar w przyszłym roku dwa razy zbierać.
Pora deszczów zbliżała się szybkim krokiem. Ukończywszy zbiory, korzystałem z kilkunastu dni pięknych, dla przysposobienia zapasów drzewa na opał, i zdołałem to przed nadejściem zimy uskutecznić.
Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.