rze. Co tylko jednak czółno dosięgło wschodniego krańca ławicy, kiedy prąd porwał je z taką gwałtownością, że mimo wysileń wszelkich nie zdołałem więcéj nic zrobić, jak tylko utrzymywać się na brzegu prądu i tym sposobem zmniejszyć szybkość pływu. Napróżno zarzucałem kotwicę, nie dosięgła dna; nadaremnie starałem się lawirować, siła prądu przewyższała moc wiatru, robienie z całéj siły wiosłem było tylko dziecinną igraszką.
Chociażby nawet morze nie zatopiło czółna, to żywność nie wystarczy na długo, a któż wie dokąd będę zmuszony tułać się na przestworze morskim.
W niezmiernéj trwodze i żalu, zwróciłem oczy ku mojéj ukochanéj wyspie.
— O ty droga pustynio! — zawołałem w rozpaczy: — czyż już cię nigdy nie zobaczę! o jeżeli mi Bóg pozwoli dostać się na twe lube wybrzeża, nigdy, nigdy cię więcéj nie opuszczę! Z nie-